czwartek, 14 stycznia 2016

wegański foodbook #3 - styczniowy

Witajcie!

Tak się u mnie złożyło, że do wiosny mam bardzo ograniczony wolny czas, stąd też mniejsza aktywność na blogu. Lubię tu jednak regularnie wpadać, dlatego dziś przychodzę z foodbookiem, czyli relacją z tego, co zjadłam pewnego styczniowego dnia :)

Dosyć przypadkowo dzień ten pod względem diety wpisał się w zasady raw till 4, czyli surowych posiłków do popołudnia i jednego (wieczornego) gotowanego. Nie dzieje się tak zawsze, nie trzymam się sztywno żadnych reguł, czasem na śniadanie czy obiad zjem w biegu kanapkę z awokado, albo zupę z poprzedniego dnia. Kiedy jednak mam więcej czasu, to najbardziej ciągnie mnie w stronę surowych owoców i zieleniny w postaci najróżniejszych "deserów" i miksów. Czuję, że dają mi one energię i naprawdę odżywiają moje ciało, więc nie widzę powodu, żeby nie zjeść wielkiej porcji lodów na obiad czy śniadanie!

Pierwszy posiłek (już po ssaniu oleju i wypiciu wody z cytryną i imbirem) to litrowe smoothie z 3 bananów, pomarańczy, jabłka i szpinaku, z dodatkiem imbiru, mięty oraz łyżki siemienia lnianego. Do tego zjadłam owoce liczi w ilości takiej, jaką widać na zdjęciu. Liczi są ostatnio dostępne w pobliskim Lidlu w bardzo dobrej cenie, więc kupuję je prawie codziennie. Są smaczne, a sezon trwa bardzo krótko - postanowilam korzystać!